— Tak.
— Rozumiem. Miałaś szczęście, Julio. Nie każdy dostaje taki spadek.
Julia nie odpowiedziała. Określenie „miałaś szczęście” uderzyło ją w uszy. Jakby mieszkanie, które dostała po śmierci rodziców, było prezentem, a nie stratą.
Kacper nie reagował na pytania matki. Kiedy Julia próbowała z nim porozmawiać o tych częstych wizytach, mężczyzna tylko machał ręką.
— Daj spokój, przychodzi moja mama, i co z tego? Jest sama, nudzi jej się, dlatego tu bywa.
— Ale za każdym razem tak się rozgląda, jakby coś oceniała.
— Wydaje ci się. Nie doszukuj się we wszystkim nie wiadomo czego.
Julia odpuściła. Może naprawdę sobie to tylko wyobraża. Wanda była uprzejma, uśmiechnięta, zawsze dziękowała za herbatę. Głupotą byłoby wywoływać kłótnię o nic.
Kilka miesięcy później siostra Kacpra, Kornelia, ogłosiła swoje zaręczyny. Miała dwadzieścia cztery lata, pracowała jako menedżerka, zarabiała niewiele. Jej narzeczony, Jakub, pracował na budowie. Oboje mieszkali w jednopokojowym wynajętym mieszkaniu, ale ledwo wystarczało im na życie.
Wesele odbyło się w kawiarni, skromnie, na trzydzieści osób. Wanda promieniała, wygłaszała toasty, obejmowała córkę. Kacper pogratulował siostrze, a Julia również powiedziała kilka ciepłych słów. Uroczystość minęła w dobrej atmosferze, goście wrócili do domów późnym wieczorem.
Tydzień po weselu Wanda znowu się u nich pojawiła. Tym razem bez ciasta. Jej twarz była poważna, w ręku trzymała torbę. Kacper był w domu, siedział na kanapie i oglądał telewizję. Julia w kuchni przygotowywała kolację.
— Kacper, Julio, musimy porozmawiać — powiedziała teściowa, wchodząc do salonu.
Julia wytarła ręce i wyszła z kuchni. Wanda usiadła przy stole, wyjęła z torby kilka papierów. Kacper przysunął się bliżej, Julia pozostała stojąc.
— O co chodzi, Wando?
— O Kornelię. Ona i Jakub mają problemy z mieszkaniem. Wynajem jest drogi, większość pensji im na to schodzi. Kupić własnego nie mogą, nie mają pieniędzy.
— To ich sprawa — powiedziała ostrożnie Julia. — Są dorosłymi ludźmi.
— Oczywiście, że są. Ale jesteśmy rodziną, powinniśmy sobie pomagać.
Julia zesztywniała. Słowo „pomagać” zabrzmiało jakoś dwuznacznie.
— I w jaki sposób chcielibyście pomóc?
Wanda spojrzała na Kacpra, potem na Julię. Uśmiechnęła się.
— Macie tutaj mnóstwo miejsca. Trzy pokoje, mieszkacie we dwoje. Można powiedzieć — zbędna przestrzeń.
— Zbędna? — Julia zmarszczyła brwi. — Co ma pani na myśli, Wando?
— Tak mnie tylko naszło, że można by zamienić to mieszkanie na dwa jednopokojowe. Jedno dla was, drugie dla Kornelii i Jakuba. Wszyscy by skorzystali. Już nawet znaleźliśmy kilka opcji, tu są zdjęcia i dane.
Słowa zabrzmiały tak zwyczajnie, jakby proponowała tylko, żeby skoczyć do sklepu po chleb. Julia stała i nie mogła uwierzyć własnym uszom. Zamienić mieszkanie? Jej mieszkanie?
— Mówi to pani serio? — jej głos drżał.
— Oczywiście, że serio. Każda rodzina miałaby osobne lokum. Kornelia miałaby własny dom, wam też zostałoby mieszkanie. A jeśli zostałoby trochę pieniędzy, pojechałabym do sanatorium, trochę podreperować zdrowie.
Wanda mówiła pewnie, dalej rozwijając swój pomysł. Jakby nie chodziło o cudzą własność, tylko o jakiś wspólny rodzinny zasób. Julia słuchała i czuła, jak wszystko w niej napina się od środka.
— Wando, to jest moje mieszkanie — powiedziała powoli Julia.
— Ale oczywiście, twoje. Tylko że jesteście z Kacprem rodziną. Wszystko jest wspólne.
— Nie, nie jest wspólne. Mieszkanie dostałam od rodziców jeszcze przed ślubem. To moja osobista własność.
— No i co z tego? Mieszkacie razem, trzeba pomagać krewnym.
Julia spojrzała na męża. Kacper milczał, patrzył w podłogę. Jego twarz była napięta, usta zaciśnięte.
— Kacper, nic nie powiesz?
