«Sportem byś się zajął, kochany, zobacz jakie policzki ci wyrosły, a brzuch wystaje» — powiedziała dumnie na firmowej imprezie, a Marcel zaniemówił

Upokorzona, ale dumnie wyprostowana, odważna i nieugięta.
Opowieści

– Co, niedługo nawet w hula‑hop się nie zmieścisz? – zagadnął wesoło Kingę jej mąż. – No naprawdę, twoje koleżanki wyglądają już jak uczennice po swoim odchudzaniu. A ty mi chyba pewnie zmierzasz prosto do obozu hipopotamów.

– Marcel, czy ja jestem winna temu, że nie mogę schudnąć? – zapytała prawie ze łzami w głosie Kinga. – Lekarz mówi, że to hormonalne i później przejdzie.

– A ile ja mam czekać, aż moja żona znowu zacznie przypominać samą siebie? – oburzył się Marcel. – My już we dwoje ledwo się w łóżku mieścimy.

– Po ciąży przytyłam tylko piętnaście kilo – odpowiedziała Kinga ze łzami w oczach. – Po prostu rozłożyły się niefortunnie.

Jeszcze parę lat temu Kinga była zapaloną imprezowiczką, do której czterdziesty czwarty rozmiar ledwo pasował. Najpiękniejsza studentka roku, chudziutka, gibka, drobna – budziła zachwyt otoczenia. Nawet jej niski wzrost nie stanowił problemu. Przy takiej dziewczynie nawet chłopcy ledwo sięgający stu siedemdziesięciu centymetrów czuli się bardziej męsko.

Wyszła za mąż zarówno z miłości, jak i z rozsądku – za najbardziej rokującego kawalera. I ogólnie jej małżeństwo z Marcelem było udane. Przez pierwszych pięć lat para jeździła po zagranicznych kurortach, robiła kariery i żyła dla własnej przyjemności. A potem rodzice zażądali wnuków. Wtedy okazało się, że Kinga najprawdopodobniej nie będzie mogła zajść w ciążę samodzielnie. Nastąpiło leczenie hormonalne i kilka prób poczęcia dziecka.

W ciągu roku Kinga przybrała około dziesięciu kilogramów. I już wtedy mąż zaczął mieć do niej pretensje.

– Brałem za żonę łanię, a nie krowę – burczał. – Kiedy to się wreszcie skończy?

– Kochanie, przecież rozumiesz, zawsze trzeba czymś poświęcić – odpowiadała mu Kinga. – Zajdę w ciążę, urodzę i szybko wrócę do formy, zobaczysz.

– Mam nadzieję – mówił Marcel z przerażeniem. – Bo ja nie lubię grubych kobiet.

Wyczekana ciąża dołożyła Kindze kolejnych dziesięć kilogramów. Ale najgorsze było to, że po porodzie nadal rosła jak na drożdżach, dosłownie od powietrza. Lekarka proponowała poczekać do końca karmienia. A Kinga z przerażeniem przeglądała ofertę marketplace’ów, bo u jej ulubionych marek rozmiarówka kończyła się na czterdziestym szóstym.

Kontynuacja artykułu

Blaskot