Ta macała futro z wyraźnym zainteresowaniem.
Kobiety o czymś rozmawiały i w końcu dama wyjęła z kieszeni portfel, a z niego pieniądze. Wtedy nerwy Ewy nie wytrzymały. Wpadła do pokoju i krzyknęła:
– Co tu się w ogóle dzieje? Dlaczego przyprowadzasz do mojego domu obcych ludzi, mamo? I co robisz z futrem? To nie jest twoja rzecz!
Zdezorientowana Anna nie od razu znalazła, co odpowiedzieć. Za to nieznajoma kobieta postanowiła doprecyzować:
– To pani jest właścicielką futra? I nic nie wie pani o sprzedaży? No oczywiście, a ja się zastanawiam, jak to możliwe, że norka jest tak tania. O mało się nie wpakowałam. Wychodzę, nie trzeba mnie odprowadzać!
Gościni się ulotniła. A Ewa została sam na sam z mamą:
– Córciu, a czemu nie jesteś w pracy? – zagadnęła Anna, jak gdyby nigdy nic. – Myślałam, że nie będzie cię do wieczora.
– Co to w ogóle było? – zapytała Ewa, dławiąc się wściekłością. – Chciałaś sprzedać moją rzecz? Futro, które podarował mi Marcin?
— Ty wiesz, ile ono kosztuje? I w ogóle, to jest moje futro i to ja będę je nosić!
— Wcale nie zamierzałam go sprzedawać, tak swoją drogą. Czego jeszcze o tobie nie wiemy, moja kochana mamo?
– A czego ono w szafie wisi? Nie nosisz go, ani razu cię w nim nie widziałam. To znaczy, że rzecz jest niepotrzebna. A wyrzucić szkoda. To postanowiłam sprzedać. Chciałam cię paroma groszami ucieszyć — pokazać, że nawet za bezużyteczne rzeczy można coś dostać. A ty, niewdzięczna, znowu się drzesz.
– Gdzie znalazłaś tę kupującą?
– Ostatnio, jak byłaś w pracy, sfotografowałam twoje rzeczy i wrzuciłam do internetu. O, na tamte buty, w pudełkach, też są chętni, dziś mają podjechać.
Podziękuj matce, że ogarniam twoje graty. Bo inaczej utonęlibyście w tym bałaganie.
– I ile chciałaś za nie dostać, za moje futro?
– Dziesięć tysięcy. Co ty, przecież ono jest pewnie sztuczne?
– Mamo, ono kosztuje trzysta tysięcy! – wydusiła tylko Ewa. – To futro z norek, Marcin kupił mi je z rocznej premii. I jeszcze odkładał pieniądze przez cały rok.
– Jak to trzysta tysięcy? – wykrztusiła Anna. – Dlatego ta kobieta tak się spieszyła, żeby je kupić?
– Dobra, koniec, dawaj mi klucze i wynoś się z mojego domu! – warknęła Ewa, blednąc. – I więcej bez mnie ani Marcina nie pokazuj się tu nawet na minutę!
Chociaż nie, klucze sobie zostaw, i tak wymienimy zamki!
Oburzona zachowaniem córki Anna dosłownie wybiegła na zewnątrz. A Ewa zaczęła głośno się śmiać, uświadamiając sobie absurd całej sytuacji.
Nigdy więcej nie było niespodziewanych wizyt mamy w jej życiu. Marcin wymienił zamki. A mama, choć się trochę powzruszała, w końcu zrozumiała, że w domu córki nie powinna zachowywać się jak gospodyni.
Autor: Aleksandra Kamiński
