«I wiedz jedno: mieszkanie zapiszę w testamencie schronisku dla zwierząt!» — piszczała Kinga Kaczmarek z nienawiścią

Okrutna teściowa złamała naszą kruchą nadzieję.
Opowieści

Po ukończeniu studiów przepracowałam tylko dwa lata. Potem urodził się Eugeniusz Rutkowski, po półtora roku – Blanka Krawczyk, a potem – Oliwia Białek… Tak, miałam dorywcze zajęcia, korepetycje, ale to – jak mawiał Antoni Kwiatkowski – „na szpilki”. Rodzice byli daleko, siedem godzin jazdy samochodem. Mieszkał z nimi mój starszy brat.

– Daria Chmielewski, ty się całkiem rozleniwiłaś! Jesień za oknem, a ty tylko raz dziennie przecierasz podłogi! – syczała jadem Kinga Kaczmarek. – Twoje dzieci nabrudziły od rana, błoto po całym mieszkaniu!

– Myłam i podłogę, i buty po waszym porannym bieganiu – próbowałam się bronić.

– Znaczy, ręce ci nie z tego miejsca rosną – ucięła teściowa.

W porze obiadu były inne pretensje.

– Daria, znowu przesoliłaś zupę! – oburzała się teściowa. A to nie była prawda.

– Kinga Kaczmarek, akurat dziś zupę niedosoliłam – spróbowałam się wytłumaczyć. – Dziś wszyscy dosalali sobie na talerzach.

– Nie kłam! – teściowa nie chciała słuchać sprzeciwu. – To twoje dzieci mi dosypały soli!

Eugeniusz i Blanka otworzyli szeroko oczy ze zdumienia, a Oliwia nawet zapytała:

– Mamo, dlaczego babcia kłamie?

– Ja?! Kłamię?! Czego ty uczysz dzieci, niewdzięczna?! Ja was przygarnęłam, a wy!..

– Ale my naprawdę nic nie zrobiliśmy – próbował jeszcze zaprotestować oburzony Eugeniusz.

– Kłamcy! Jak wam się tu nie podoba – wynoście się!

Blanka się rozpłakała: ona jest bardzo wrażliwą dziewczynką. Eugeniusz objął siostrę i odprowadził ją do pokoju.

– Spadliście mi na głowę – mamrotała teściowa. – Ja dla nich wszystko robię, a oni mi psocą!

– Kinga Kaczmarek, moje dzieci są dobrze wychowane, dobre, uczciwe. Jesteście dla nich niesprawiedliwa!

– A kto tu mówi! Ty jak kukułka, zrzuciłaś na mnie swoje potomstwo, a teraz jeszcze mnie z własnego mieszkania wypędzasz.

– Ja?!

– No oczywiście! Każesz dzieciom bawić się na podłodze, żeby się pochorowały. Potem zwalisz na mnie, że to przez bieganie!

– Ale ja w ogóle nie miałam takiego zamiaru!

– Jakże! A sól? Czemu moje jedzenie zawsze jest przesolone?

– Kinga Kaczmarek, nie rozumiem, o czym mówicie!

A potem – jeszcze gorzej. Cokolwiek bym zrobiła, wszystko było źle. Kinga Kaczmarek przy dzieciach wcale się nie krępowała, obrzucała mnie błotem. My z dziećmi, po ogromnym stresie związanym z odejściem Antoniego Kwiatkowskiego, znaleźliśmy się teraz w jeszcze gorszym.

Oliwia znowu potrzebowała pieluch na noc. A przez ostatni rok nie miała ani jednej wpadki! Córka chowała się za kanapą i szeptała do lalek o tym, jak krzyczy na nią wiedźma. Blanka i Eugeniusz zaczęli gorzej się uczyć: Kinga Kaczmarek miała zwyczaj wpadać do ich pokoju i wszczynać awantury.

Fantazja tej kobiety, jak się zdawało, była nieograniczona.

– Chcecie mnie wygonić z własnego mieszkania!

Tak krzyczała teściowa, jeśli któreś z dzieci postawiło rzecz nie na swoim miejscu. Na przykład kubek nie po lewej stronie półki, tylko po prawej.

– Trujecie mnie! – Blanka dostała w prezencie dziecięce perfumy i tylko raz psiknęła nimi na siebie.

– Usiadłaś mi na kark i nogami wymachujesz!

Za pieniądze z korepetycji już trzeci miesiąc kupowałam jedzenie dla nas, dzieci i teściowej. Najtańsze, bez luksusów. Szczerze mówiąc, często sama zostawałam bez obiadu i kolacji – byle dzieci się najadły. Teściowa opłacała rachunki. Kupowała delikatesy i słodycze i demonstracyjnie jadła je sama.

– No patrzcie, jaka leniwa, całymi dniami gra sobie w komputerze, a mogłaby choć raz zrobić porządną robotę w domu!

Codziennie spędzałam dwie godziny na sprzątaniu. Nie dlatego, że dzieci bałaganiły, ale dlatego, że teściowa nie uważała za konieczne zmywać po sobie naczyń, jadła na kanapie w salonie, chodziła w butach po mieszkaniu. Za to kilka razy dziennie przypominała mi o „sprzątaniu”.

– No tak, mój syn sobie żonkę wybrał. Leniwa, brzydka, charakter wredny, to ona Antoniego na tamten świat…

Pewnego razu weszłam do domu i usłyszałam jej jęki. Narzekała komuś, jak ciężko jej się żyje z synową.

– O, przyszła, jakby nigdy nic. Nie minęło pół roku, a już ogonkiem kręci. Ani wstydu, ani honoru.

Zamknęłam się w pokoju i wybrałam numer przyjaciółki. Po studiach wróciła do rodzinnej wsi, pracowała w szkole i kontaktowałyśmy się tylko telefonicznie.

– Daria, kochana, cześć. Jak się trzymasz?

– Antonina, wszystko jest źle… Bez Antoniego Kwiatkowskiego świat mi zgasł, teściowa mnie wykańcza. I nie mam dokąd pójść…

– Daria, przyjedź do mnie. U nas w szkole wczoraj zwolnił się nauczyciel angielskiego. W połowie semestru.

– Ale kto mnie przyjmie, przecież prawie nie pracowałam!

– Przyjmą! Dyrektor i zastępca są świetni, pomogą we wszystkim. Jest też mieszkanie służbowe. Cicho, spokojnie – spodoba ci się. Przecież uczysz w domu, więc wszystko pamiętasz. No to co, przyjedziesz?

– Nie wiem…

Wyjazd z dużego miasta na wieś wydawał mi się przerażający. Nadal bardzo przeżywałam utratę Antoniego Kwiatkowskiego, a teraz miałam nagle porzucić swoje środowisko, wyrwać dzieci w połowie semestru i pojechać nie wiadomo dokąd.

– Daria! – zapiszczała z kuchni teściowa. – Gdzieś się cały dzień szlajała?! Głodna jestem, a obiadu nawet nie czuć! No naprawdę, zesłali mi ich na głowę! Przeklęte potwory! I kto ci pozwolił jeść moją kiełbasę?!

To była ostatnia kropla.

– Antonina, daj mi numer do dyrektora albo zastępcy…

Kontynuacja artykułu

Blaskot