— Jeśli teraz wyjedziesz z dziećmi, nie wpuszczę cię z powrotem — piszczała Kinga Kaczmarek. — I wiedz jedno: mieszkanie zapiszę w testamencie schronisku dla zwierząt!
— Róbcie, co chcecie — odpowiedziałam zmęczona. — Ale my nie zostaniemy tu ani sekundy.
Mój świat runął w jednej chwili. Jeszcze wczoraj razem z mężem, Antonim Kwiatkowskim, i trójką naszych dzieci planowaliśmy wakacje, cieszyliśmy się, że wreszcie odłożyliśmy na pierwszy wkład hipoteczny i będziemy mogli wyprowadzić się z wynajmowanego mieszkania.
A dziś cały świat stracił kolory, zapachy, skurczył się do rozmiaru pokoju z wyblakłymi tapetami. Radość i chęć życia uchodziły ze mnie cienką strużką, a każde rano zaczynało się od pytania: „Po co ja się w ogóle obudziłam w tym świecie?” I wtedy chwytałam się jedynej nitki, która mnie jeszcze trzymała: naszych trojga dzieci.
— Mamo, jak my będziemy żyć bez… taty? — wyszeptał najstarszy syn, Eugeniusz Rutkowski.

— Nie wiem, kochanie — wewnątrz mnie kipiała burza, a łzy były gotowe przebić tamę. — Mamy siebie nawzajem, damy radę.
— A jak powiemy Oliwii, że taty już nie ma?
— Nie wiem… — Eugeniusz i Blanka Krawczyk, moje starsze dzieci, wiedzieli o tragedii. Oliwia miała zaledwie cztery lata, była oczkiem w głowie taty. Baliśmy się powiedzieć jej prawdę.
Znowu odwróciłam się do ściany. Na wysokości oczu ktoś narysował serduszko. „Kocham Darię” — głosił napis pod nim. Kiedy tylko wprowadziliśmy się do tamtego mieszkania, Antoni Kwiatkowski sam je narysował i oznajmił, że w ten sposób zawsze będzie przy mnie. Znowu się rozpłakałam, a potem znów zasnęłam — życie z takim bólem było nie do zniesienia.
— Daria, pomyślałam sobie… może przeprowadzicie się do mnie? — zaproponowała Kinga Kaczmarek, matka Antoniego, dziewiątego dnia.
— Dobrze — szczerze mówiąc, było mi już wszystko jedno.
— Będzie nam razem dobrze — po raz pierwszy od 12 lat znajomości teściowa mnie objęła.
Wtedy wydawało mi się, że wreszcie mam z kim podzielić się żałobą. Kinga Kaczmarek straciła syna, ja — męża. Antoni był cudownym, troskliwym, odpowiedzialnym mężczyzną, potrafił każdy problem obrócić w żart. Wcześniej rzadko się z Kingą widywałyśmy: nie chciała wtrącać się w nasze życie. Spotykałyśmy się raz na dwa miesiące, nie częściej. Nie wiedziałam, jak ułoży nam się wspólne życie. Po prostu odcięłam kawałek tapety z serduszkiem — i przeprowadziłam się do teściowej.
***
Na początku wszystko było dobrze. Kinga Kaczmarek mieszkała sama w czteropokojowym mieszkaniu. Dwa małe pokoiki przeznaczyła dla nas. W jednym — Eugeniusz i Blanka, w drugim — ja i Oliwia.
Wcześniej z mężem wynajmowaliśmy mieszkanie w starym bloku. Właściciele zabronili cokolwiek zmieniać, nawet nie pozwolili wstawić własnych mebli. Bo wtedy trzeba by było pozbyć się ich rupieci… A tu, u teściowej, wreszcie mieliśmy swoje miejsce.
— Daria, pozwoliłam sobie urządzić wasze pokoje. Zobaczcie, podoba wam się? — Kinga patrzyła na nas z wyczekującym uśmiechem.
— Tak, wszystko super! — Eugeniusz od razu zajął górne łóżko piętrowe.
— Te półki są moje, a te twoje — oznajmiła Blanka, otwierając szafę.
Teściowa uśmiechała się z zadowoleniem. W naszym pokoju była kanapa, komoda i biurko komputerowe — Kinga wiedziała, że udzielam zdalnych korepetycji. Teraz wzięłam więcej uczniów, a wszystkie te pieniądze szły na jedzenie.
— Bardzo pani dziękuję — pierwszy raz od wielu dni się uśmiechnęłam, a świat przestał się kurczyć.
— Nie ma za co, jesteśmy rodziną — odpowiedziała Kinga.
— Wdarliśmy się w pani przestrzeń, zaburzyliśmy codzienny rytm. Proszę powiedzieć, jakie zasady obowiązują w pani domu.
— Och, Dariu, nie pomyliłam się dwanaście lat temu, mówiąc, że będziesz wspaniałą żoną — w oczach Kingi zakręciły się łzy.
Zasady okazały się proste. Rano — obowiązkowa gimnastyka, potem śniadanie. Teraz, latem, po śniadaniu dzieci mogły wyjść na godzinę czy dwie, a potem — nauka, żeby nie zapomniały materiału ze szkoły. Kinga kupiła nawet ciekawe książki rozwijające! Po obiedzie zwykle spała, więc obowiązywała cisza. I — wszystko miało być na swoim miejscu.
— Daria, dlaczego nie wstawiłaś oleju roślinnego do lodówki? — uwagi zaczęły się dokładnie dwa tygodnie po naszej przeprowadzce.
— Z przyzwyczajenia, u nas w domu tak było.
— W moim domu olej ZAWSZE stoi w lodówce.
Kolejna pretensja dotyczyła porannej gimnastyki. Dzieciom nie chciało się rano ćwiczyć, ale nadrabiały to na zajęciach sportowych. Kinga była fanką zdrowego trybu życia i codziennie, bez względu na pogodę, szła pobiegać, kończąc bieg na siłowni plenerowej.
— Mamo, ja nie mam nic przeciwko bieganiu — mówił smutno Eugeniusz. — Tylko… nie o szóstej rano.
— Synku, rozumiem, ale to dom Kingi Kaczmarek i musimy przestrzegać jej zasad.
— Nawet takich głupich?
— Kochanie, daj mi trochę czasu. Dojdę do siebie, znajdę pracę, kupimy własne mieszkanie.
Tak, nie mogliśmy wyprowadzić się od Kingi: nie mieliśmy pieniędzy na wynajem, a nigdzie nie chciano mnie zatrudnić.
