To jest tłumaczenie wyłącznie środkowego fragmentu (pomiędzy nakładkami), z zastosowaniem wszystkich zamian imion. Nie dodaję tekstów z nakładek i ich nie powtarzam.
—
To było ich jedyne poważne przewinienie, ale nigdy nie zostało zapomniane. Wieść o nim dotarła aż do wyższych kręgów, wszczęto kontrolę w instytucji, a mimo to nie zdołano ich rozdzielić. Było też inne wspomnienie, o którym zawsze myśleli z czułością. Co kilka miesięcy w sierocińcu pojawiał się pewien mężczyzna — nie zwykły darczyńca ani bogacz rozdający paczki. Pokochawszy dzieci, podchodził do nich z życzliwym, szczerym spojrzeniem. Bawił się z nimi, słuchał ich marzeń, śmiał się z ich żartów. Pewnego razu podarował Andrásowi i Bolesławowi zegarki — nie tylko przedmioty użytkowe, lecz symbole: „Jesteście ważni. Patrzę na was jak na ludzi.” Zegarki stały się dla chłopców świętymi relikwiami. Nie zdejmowali ich nawet pod prysznicem ani podczas snu. Były czymś więcej niż miernikiem czasu — amuletami przypominającymi, że na świecie istnieje dobroć.
Lata mijały, a chłopcy stawali się nastolatkami. Przyszły pierwsze miłości, pierwsze zawody, pierwsze pęknięcia serca. András i Bolesław zakochiwali się zazwyczaj w tych samych dziewczynach — ich gust był zaskakująco podobny: wysokie, o żywych oczach i uśmiechu, który potrafił roztopić nawet najtwardszy lód. Ale zawsze ustępowali sobie miejsca. „Ty zobaczyłeś ją pierwszy — niech będzie twoja”, mówił jeden. „Nie, to ty jej bardziej się podobasz — idź”, odpowiadał drugi. Ich przyjaźń była silniejsza niż cielesne pragnienia.
Wychowawcy przyglądali im się z niepokojem: „Czy będą w stanie stać się prawdziwymi ludźmi? Czy nauczą się kochać? Czy nauczą się przebaczać?” A potem nadszedł czas poboru. Komisja lekarska uznała obu za zdolnych do służby, więc wstąpili do wojska. Los, jak zwykle, nie był łaskawy — przydzielono ich w dwa przeciwległe krańce kraju. Podczas pożegnania objęli się, jakby byli braćmi. Przy bramie jednostki wymienili się zegarkami — tymi podarowanymi niegdyś przez dobroczyńcę.
„W ten sposób zawsze będziemy nosić przy sobie cząstkę siebie,” powiedział Bolesław.
„Pisz. Będę czekał,” odpowiedział András.
András zakochał się w morzu i poczuł, że powinien zostać na statku. Fale, słone powietrze i nocne gwiazdy otwierały przed nim nowe życie. Bolesław w tym czasie wrócił do rodzinnego miasta. Jego pierwsze kroki skierowały się do dawnego sierocińca. Nie zastał tam ich ulubionego wychowawcy, Zbigniewa. Starsza sprzątaczka powiedziała tylko: „Poszedł na emeryturę. Oto jego adres.” Bolesław odnalazł wskazany pięciopiętrowy budynek i nacisnął przycisk domofonu.
