Czesław – powiedziała. – Twoja córka ma osiemnaście lat. Raz w życiu. I chcę, żeby zapamiętała ten dzień bez cyrku z pijaną ciotką. Jak prawdziwe święto.
Ale mama już dzwoni do cioci Karoliny, jestem pewien…
Niech dzwoni.
Potem zaczęło się piekło. Telefon nie milkł: Justyna, ciotka Karolina („Antonina, ty oszalałaś?”), kuzynka Czesława („Mama mówiła, że nie zaprosiłaś Justyny, to prawda?”), nawet jakaś dalsza krewna.
Czesław chodził ponury, marudził:
A nie mówiłem.
Trzeba było inaczej.
Teraz mama nie przyjdzie.
Kilka dni przed uroczystością Antonina pękła. Kroiła sałatkę i nagle rozpłakała się. Monika objęła ją.
Mamo, może jednak zaprosić ciocię Justynę? Zniosę to.
Nie – otarła łzy Antonina. – Dość znoszenia. Za długo to robiliśmy.
A jeśli babcia nie przyjdzie?
To nie przyjdzie. To jej wybór.
Ale w środku gryzły ją wątpliwości: a może naprawdę wszystko zrujnowała? Może trzeba było znowu przemilczeć? Myśli nie dawały spać. Jednak Antonina trzymała się dla córki.
W dzień świętowania rano zadzwoniła Krystyna:
Przyjdę. Ale tylko dla Moniki. I żebyś wiedziała — ja ci tego nie zapomnę.
Dobrze – odpowiedziała Antonina, choć miała ochotę powiedzieć coś innego.
Uroczystość wyszła… dziwna. Krystyna siedziała z kamienną twarzą, nie zwracała na Antoninę uwagi. Czesław nerwowo śmiał się z żartów przyjaciół Moniki. Krewni szeptali — wszyscy już wiedzieli.
Ale Monika promieniała. I to było najważniejsze.
Wychodząc, teściowa rzuciła:
Justyna trzeci dzień pije krople. Mam nadzieję, że jesteś zadowolona.
Antonina tylko kiwnęła głową.
Wieczorem, kiedy sprzątnęli ze stołu, Czesław powiedział:
Mama będzie to długo pamiętać. I Justyna też.
Wiem.
Nie boisz się? Wszystkie święta teraz takie będą.
Boję – przyznała Antonina. – Ale bardziej boję się milczeć i udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy córka prosi o ochronę.
Czesław zamilkł, poszedł do gabinetu — pewnie do kart.
A Antonina późnym wieczorem piła herbatę i zastanawiała się, czy postąpiła właściwie.
