Antonina uśmiechnęła się krzywo. Ledwie dosłyszalnie, ale Krystyna to wychwyciła i napięła się jak pies myśliwski.
Co cię tak bawi?
A tak… coś mi się przypomniało.
Co dokładnie?
Ślub Artura. Pamięta pani? Pani córka nazwała pannę młodą „wieśniarą, która omotała porządnego chłopaka”. Przy wszystkich gościach. Po kilku kieliszkach.
Justyna wtedy nie była sobą!
A na pani jubileuszu? Kiedy wrzeszczała na całą salę, że posadzili ją nie tam, gdzie trzeba? Że jest pani matką–żmiją, która kocha tylko syna?
To był błąd!
A ostatnim razem? Kiedy przewróciła się i stłukła babciny serwis?
Krystyna zamilkła. Czesław znów wbił wzrok w monitor. Antonina wiedziała: gorączkowo przekłada karty, byle tylko nie spotkać się z nikim spojrzeniem.
Bronię córki – ciągnęła Antonina. – Monika ma osiemnaście lat. To jej dzień. Poprosiła, żebym nie zapraszała cioci Justyny. I ja jej nie zaproszę.
Rodzina się przez ciebie rozpadnie! – wyrzuciła z siebie teściowa. – Wszyscy się dowiedzą, jaka jesteś!
Jaka?
Okrutna! Zimna!
W drzwiach pojawiła się Monika, drobna, z mokrymi po prysznicu włosami. Antonina złapała jej spojrzenie — wdzięczne, ciepłe. I zrozumiała: robi dobrze.
Babciu – powiedziała Monika. – Ja ciocię Justynę kocham. Ale w swoje urodziny chcę się bawić, a nie zbierać odłamki i słuchać pijanych żalów.
Krystyna spojrzała na wnuczkę tak, jakby zobaczyła ją po raz pierwszy. Odwróciła się do syna.
Czesław, słyszałeś?
Mamo – Czesław w końcu podniósł oczy, ale patrzył w bok. – Może naprawdę… tym razem bez Justyny…
I ty też! – syknęła teściowa, chwytając torebkę. – Wszyscy się zmówili! Ciotka Karolina dobrze mówiła — nie powinieneś był się z nią żenić! Widzisz, w co zamieniła moją rodzinę!
Ruszyła do wyjścia, stukając obcasami jak na placu apelowym. Odwróciła się jeszcze:
Wszystkim opowiem! I Karolinie, i Halinie, i Gabrieli! Niech wiedzą, jaką żonę ma Czesław!
Drzwi trzasnęły. Czesław pierwszy przerwał ciszę:
Po co tak ostro? Teraz mama wszystkich postawi na baczność.
Antonina nalała sobie wody i powoli upiła łyk.
