Poranek był dziwnie cichy. Antonina obudziła się wcześniej niż zwykle, choć w nocy prawie nie zmrużyła oka. W kuchni pachniało świeżym chlebem i kawą — znajome zapachy, które zawsze pomagały jej trzymać się w ryzach, ale dziś nie przynosiły ukojenia. W domu panowała jakaś napięta cisza, jakby ściany czekały na coś nieprzyjemnego.
Monika jeszcze spała, jej pokój był zamknięty. Czesław siedział przy komputerze, jak zwykle chowając się za ekranem. Nawet nie spojrzał na żonę, tylko coś klikał myszką. Antonina wiedziała: pasjans. Jak zawsze w trudne dni.
Spojrzała na kalendarz — dwa dni do uroczystości. Rocznica córki. Wydawałoby się, że to powinien być najradośniejszy dzień od lat. A jednak w środku wszystko w niej drżało: wiedziała, że dziś przyjedzie teściowa. Wiedziała, że rozmowa będzie ciężka, niemal nieunikniona.
I rzeczywiście — dzwonek do drzwi rozległ się tak głośno, jakby do mieszkania wtargnął alarm. Antonina drgnęła, rzuciła spojrzenie na męża — udawał, że nie słyszy. Poszła więc otworzyć sama.
W progu stała Krystyna. Twarz surowa, usta zaciśnięte, oczy płoną. Antonina od razu zrozumiała: zaczęła się burza.

Ty się znęcasz nad moją córką! — Krystyna wpadła do mieszkania jak traktor na świeżo zaorane pole, a Antonina odruchowo cofnęła się w stronę kuchennego stołu. — Justyna ryczy już od trzech dni! Trzech dni, słyszysz?
Krystyno, ja…
Milczeć! — teściowa machnęła torbą jak batutą, przerywając cały koncert. — Od tylu lat rujnujesz nasz dom!
Antonina oparła się o zamrażarkę, która zabrzęczała znajomo, jakby współczuła. Przez głowę przemknęła jej absurdalna myśl: ciekawe, czy sprzęt potrafi prowadzić statystyki? Ten egzemplarz na pewno powinien — przeżył z nią całe małżeństwo, wszystkie wizyty teściowej, wszystkie zebrania z Justyną.
Ach tak, Justyna. Szwagierka, której Antonina nie zaprosiła na pełnoletność córki. Oto cały „grzech”.
Właśnie dlatego Krystyna teraz żądała, by…
