Jadę pomagać – pokręciła głową Zofia. – A dziś zadzwonili, że ma gorączkę.
Usłyszawszy to, od razu przyjechałam na dworzec.
A biletów prawie nie było, została tylko wolna górna półka.
Pomyślałam – trudno, jakoś sobie poradzę.
A potem zrozumiałam, że nie dam rady się tam wspiąć.
Agata poczuła w środku lekkie poruszenie.
Choć nie chciała, jednak przejęła się historią tej kobiety. – Młodzi zawsze przepuszczają, kiedy nie ma miejsc – ciągnęła Zofia. – Mój Kamil właśnie taki.
Cały w ojca. Mężczyzna ma czterdzieści lat, a zachowanie wciąż dziecinne – bardzo ustępliwy.
Wyjęła telefon i zaczęła pokazywać mamie Leny zdjęcia syna.
Agata, stojąc na górnej półce, zobaczyła ekran – na fotografii uśmiechał się wysoki mężczyzna w mundurze MЧС. – Mój ratownik – powiedziała z dumą Zofia. – Ratuje ludzi z pożarów.
I sam ucierpiał – belka spadła na niego podczas zawalenia.
Ledwo go odratowali. – Pewnie bardzo się pani martwi – zauważyła ze współczuciem młoda mama. – Jeszcze jak!
Wychowałam go sama – Zofia ukradkiem otarła łzę. – Ale nie pokazuję, że się denerwuję.
Jemu teraz nie wolno się stresować.
Upiekłam więc jego ulubione ciasteczka i przywiozłam.
Leżąc i patrząc w sufit, Agata czuła, jak złość stopniowo ustępuje.
Teraz zachowanie Zofii stawało się bardziej zrozumiałe.
Oczywiście, to nie usprawiedliwiało jej bezceremonialności, ale jednak… Konduktor wrócił sprawdzać bilety.
Zajrzał do przedziału. – Wszyscy się urządzili?
Nie ma problemów z biletami? – Tak, młody człowieku – odpowiedziała Zofia. – Dziękuję tej miłej dziewczynie – skinęła w stronę górnej półki. – Ustąpiła mi miejsce.
Rzadko się dziś spotyka taką życzliwość.
Agata prychnęła, ale milczała.
Konduktor sprawdził bilety i odszedł.
Wieczór mijał na nieustannej gadaninie Zofii.
Opowiadała o synu, o swoim ogrodzie, o sąsiadach w domu.
Dziewczynka zaczęła ziewać, więc mama zaczęła ją układać do snu. – A bajka? – poprosiła kapryśnie Lena. – Mogę ci opowiedzieć bajkę – zaproponowała niespodziewanie Zofia. – Wnukom zawsze opowiadam.
Mam ich troje – od córki.
Mieszka w Łodzi.
Ku zdziwieniu Agaty, Zofia okazała się świetną bajarzem.
Jej niski, lekko zachrypnięty głos brzmiał ciepło i kojąco.
Opowiedziała autorską bajkę o małym jeżyku, który szukał przyjaciół w zimowym lesie.
Dziewczynka słuchała, wstrzymując oddech, a potem cichutko zasnęła. – Świetnie pani to wychodzi – szepnęła mama Leny, gdy Zofia skończyła. – Pracowałam jako wychowawczyni w przedszkolu – uśmiechnęła się tamta. – Trzydzieści lat stażu.
Trzy lata temu przeszłam na emeryturę.
Agata mimowolnie weryfikowała swoje opinie o współpasażerce.
Za grubiańską, bezceremonialną kobietą wyłaniał się inny obraz – troskliwej matki, babci, byłej wychowawczyni.
Przedział stopniowo pogrążył się w półmroku – wszyscy szykowali się do snu.
Agata nie mogła zasnąć.
Złościła się na siebie za ostrą reakcję na początku.
Może trzeba było od razu okazać więcej zrozumienia?
Pociąg rytmicznie stukotał po torach.
Agata przewracała się z boku na bok, próbując ułożyć się wygodniej na wąskiej górnej półce.
Z dołu dochodziło ciche posapywanie Zofii.
Około północy Agata zrozumiała, że pilnie musi do toalety.
Ostrożnie zsunęła się w dół, starając się nikogo nie obudzić, i wyszła na korytarz.
Wracając, zauważyła, że Zofia nie śpi. – Nie może pani zasnąć? – zapytała cicho starsza kobieta. – Trochę – usiadła Agata na brzegu dolnej półki. – Wie pani, chciałam przeprosić – powiedziała niespodziewanie Zofia. – Za swoje zachowanie.
Z marszu zajęłam pani miejsce.
Kiedy usłyszałam o Kamilu, o gorączce, wszystko mi się w głowie pomieszało.
Wyobraziłam sobie, że nie zdążę do niego… – Rozumiem – odpowiedziała cicho Agata. – Proszę się nie martwić. – On mi został jedyny, rozumie pani?
