«Żeby się pani nie przegrzewała od złych myśli, Tamaro» — powiedziała mama spokojnie, wylewając salaterkę z sałatką na głowę teściowej

Poruszające, że ktoś odważył się tak bronić.
Opowieści

Moja mama siedzi z kamienną twarzą. Nie mówi ani słowa. Po prostu patrzy na teściową. W jej spojrzeniu jest coś twardego. Nieznanego mi.

Kulminacja następuje przy gorącym daniu. Tamara z pogardą odsuwa talerz z moim pieczonym mięsem, które przyniosłam.

— Twardawe. Za dużo przypraw. Od razu widać — dziewczyna z prostej rodziny. Bez ogłady. Nic nie szkodzi, Łukasz — klepie syna po ramieniu. — Zrobimy z niej kobietę.

I wtedy dzieje się coś niewiarygodnego.

Moja cicha mama–nauczycielka wstaje bez słowa. Nie krzyczy. Nie wyzywa. Po prostu bierze ze stołu dużą kryształową salaterkę z sałatką jarzynową. Podchodzi do Tamary. Ostrożnie, ale stanowczo wylewa jej ją na fryzurę.

Majonez spływa po przypudrowanych policzkach. Kawałki kiełbasy wplątują się w siwe pasma. Zielony groszek toczy się po obrusie. W pokoju cisza. Słychać tylko tykanie zegara.

— Żeby się pani nie przegrzewała od złych myśli, Tamaro — mówi spokojnie mama.

Potem wstaje tata. Nie patrzy na teściową. Patrzy na Łukasza.

— A ty, synu, zapamiętaj. Żona to twój wybór. Twoja rodzina. Trzeba jej bronić. Nie potrafisz — nie oddamy córki. Mamy ją jedną.

Kładzie mamie rękę na ramieniu.

— Lena, Patrycja, idziemy do domu.

Wychodzimy pod kamiennymi spojrzeniami. Nie pamiętam, jak zeszliśmy po schodach. Jak wsiedliśmy do samochodu. Całą drogę patrzę w okno i płaczę. Nie z powodu teściowej. Ze wstydu. Z potwornego wstydu za mamę. Wydaje mi się, że zniszczyła mi życie.

Kolejne dni pełzne jak we mgle. Łukasz jest ponury. Nie oskarża mnie. Ale też nie wspiera. Po prostu milczy. Jestem pewna — to koniec.

Po tygodniu wraca z pracy. Siada obok.

— Matka dzwoniła — mówi ponuro. — Żądała rozwodu.

Serce mi zamiera.

— I co jej powiedziałeś? — szepczę.

— A ja jej powiedziałem… — podnosi wzrok. Pierwszy raz widzę w jego oczach coś własnego, męskiego, a nie cień matki. — Powiedziałem, że teść ma rację. Żona to moja rodzina. Wyboru już dokonałem.

Tego wieczoru pierwszy raz rozmawiamy naprawdę. O jego lękach przed matką. O moich wątpliwościach. O tym, że rodzinę buduje się we dwoje.

Relacje z teściową się nie naprawiają. Przechodzą w chłodne zawieszenie. Nie krytykuje mnie już wprost. Ale ciepła między nami nie ma. Salaterka z sałatką stała się niewidzialną granicą.

Długo jestem zła na mamę. Wydaje mi się, że postąpiła dziko. Że wszystko można było załatwić słowami. Unikam jej. Odbieram telefony zdawkowo.

Potem rodzi się syn, Mikołaj. Widzę, jak mama patrzy na niego. Z jaką czułością. I rozumiem. Ona nie broniła siebie. Ona broniła mnie. Swojego dziecka. Może niezdarnie. Ale z całego serca.

Mija dwadzieścia lat.

Mam już czterdzieści cztery lata. Jestem wiodącą projektantką w dużej agencji. Mam pewny głos. Twarde spojrzenie. Wychowaliśmy z Łukaszem wspaniałego syna. Dziś na działce poznajemy jego narzeczoną.

Dziewczynę o imieniu Diana. Jest miła i trochę nieśmiała. Ma duże, ufne oczy. Pracuje jako florystka. Przywiozła domowy sernik. Bardzo smaczny.

Kontynuacja artykułu

Blaskot