«No to teraz się doigrałeś!» — zagrzmiał Przemysław, unosząc pas

Czy wzruszający rudy przyjaciel przetrwa okrutne próby?
Opowieści

Tamci, oczywiście, przestraszyli się i rzucili do ucieczki. A ja, chowając się za babcinymi plecami, wyglądam przez okno i po cichu chichoczę. Wasze ludzie tak potrafią?

Michał zamyślił się:

— No właśnie… Raczej nie potrafią. I nie mieliby czasu na takie głupoty. Zresztą, i chęci specjalnie nie mają. A Przemysław pewnie bez wahania sam by mnie wydał…

Ale Karolowi o tym wiedzieć nie trzeba. Zobaczcie, jaki ważniak chodzi.

— Moi też za mną murem! — oświadczył Michał i ruszył do garażu.

— Murem… — burknął Karol, zeskakując na asfalt. — Żałosny przybłęda, a też się zgrywa…

Pośpieszył do domu: babcia dziś obiecała kotlety z wątróbki. A poza tym Karol planował zajrzeć do sklepu ogólnospożywczego — żeby podrażnić miejscowych obdartusów…

*****

Od tego czasu minął nieco ponad miesiąc. W duszy Michała zapanowała przygnębiająca pustka:

„Może Karol ma rację… Zwierzę powinno mieć jednego człowieka. A mnie otaczają dwunożni — niby wszyscy swoi, a tak naprawdę nikt nie jest mój. Wychodzi na to, że jestem jakby wspólny kot… ale w rzeczywistości niczyj.

Za to mam bardzo konkretnego wroga — Przemysław. Wątpię, by zapomniał starą urazę. Czeka na odpowiedni moment, węszy… Może uderzyć w każdej chwili. Raz mi się poszczęściło… Ale drugi raz może się nie zdarzyć”.

Antoni nie znał ponurych myśli rudego kota, ale sam doszedł do podobnego wniosku.

— Wiecie co, chłopaki… Owszem, kotu u nas w jednostce nieźle się wiedzie… Ale tak sobie myślę: może zabrać go do domu? Nigdy nie wiadomo, co się stanie — ucieknie albo się zgubi… Albo ten Przemysław sobie coś przypomni…

— Szkoda byłoby wypuścić naszego talizmanika — przyznali strażacy. — Ale masz rację: w domu będzie miał spokojniej.

Antoni ucieszył się z tego wsparcia i pośpieszył podzielić się nowiną z Michałem:

— Wszystko postanowione! Dziś śpisz tu ostatni raz! Jutro po mojej zmianie idziemy razem do domu! Chcesz zostać moim domowym kotem?

Michał nie mógł uwierzyć własnym uszom.

„Naprawdę los posłuchał moich myśli? Rozrzewnił się wreszcie i podarował mi prawdziwy dom razem z Antonim!” — cieszył się w duchu, wirując wokół nóg przyszłego opiekuna i mrucząc ze szczęścia; jego ogon drżał z przejęcia.

Radość jednak zaciemniała jedna myśl:

„A kto teraz będzie się troszczyć o strażaków zamiast mnie? Kto ich wysłucha? Kto stanie się ich puszystym talizmanem?”

Ale los potrafi zaskakiwać… Zawsze ma w zanadrzu plan awaryjny.

*****

— Maaa! — przenikliwy krzyk przeciął nocną ciszę.

Michał zerwał się i wyjrzał na zewnątrz: pustą ulicą pędził siwy Karol, a za nim gnały cztery chude sylwetki.

„Andrzej ze swoimi!” — domyślił się od razu Michał. Wskoczył na parapet otwartego okna i zawołał:

— Tutaj, szybko!

Karol nie potrzebował długich namów: wpadł do środka strażnicy, runął na parapet obok miski Michała i zamknął oczy ze zmęczenia; dyszenie urywało mu się z biegu. Prześladowcy nie odważyli się wejść za nim: trochę pokrzyczeli na podwórzu i rozbiegli się po kątach.

— No, gadaj! — zażądał Michał, gdy gość złapał już oddech i napił się wody z jego miski.

— Co tu gadać!.. Dla mnie wszystko się skończyło… Moje szczęście runęło w jednej chwili… Rozpadło się na kawałki… — głos Karola drżał od łez. — Babcia moja kochana umarła… Jak ja cierpiałem!.. Jak cierpiałem…

Kontynuacja artykułu

Blaskot