«No to teraz się doigrałeś!» — zagrzmiał Przemysław, unosząc pas

Czy wzruszający rudy przyjaciel przetrwa okrutne próby?
Opowieści

Michał tłumił urazę, ale długo zachowywał spokój. Aż w końcu Przemysław znów „niechcący” nadepnął mu na ogon… Tego kot już nie mógł znieść. Gdy Przemysław pojechał na wezwanie, Michał postanowił sięgnąć po starożytną kocią formę zemsty…

Michał uważał się za szczęściarza. Bezdomnym był tylko przez chwilę. Gdy tylko został sam, powlókł się smutny i zdezorientowany ulicą, trafiając przypadkiem pod próg swojego przyszłego domu.

— Zobacz, jaki śliczny rudy! — rozległo się z góry i czyjeś silne ręce uniosły go z asfaltu.

Nie zdążył się nawet przestraszyć — przed nim stał brodaty mężczyzna. A potem było już za późno na strach: w oczach nieznajomego lśniła dobroć, a jego uśmiech budził zaufanie.

— Chodź ze mną, przyjacielu. Nakarmię cię porządnie. A jak będziesz chciał — możesz zostać na zawsze — zaproponował brodacz.

Kociak nie oponował. I tak nie miał nic do roboty, a głód dawał się we znaki. Tak właśnie trafił do jednostki straży pożarnej w małym polskim miasteczku.

— Ale rudy! Prawdziwy ogień! Skąd wytrzasnąłeś takiego przystojniaka, Antoni? — surowi mężczyźni miękli na widok kociaka i z ochotą go głaskali.

Brodaty Antoni uśmiechał się w odpowiedzi:

— Znalazłem go tuż przy bramie. Idzie sobie — jak iskra po czarnym asfalcie.

— Nazwijmy go Michał! — zaproponował jeden ze strażaków. — To idealne imię dla naszego rudego kumpla.

Wszyscy podchwycili pomysł. I samemu Michałowi imię bardzo przypadło do gustu. Tak już został…

*****

Z czasem Michał wyrósł na dorodnego rudego kocura — prawdziwego ulubieńca strażnicy. Strażacy nie wyobrażali sobie życia bez niego: karmili go obficie i rozpieszczali jak tylko się dało. Choć były wyjątki.

— Co tu w ogóle się dzieje? Przedszkole jakieś? — oburzał się jeden z pracowników.

Nazywał się Przemysław, ale za plecami nazywano go po prostu Przemkiem albo Kisem — przezwisko przylgnęło nie bez powodu.

— Zwierzyniec sobie urządzili! Nie ma miejsca na domowe zwierzęta w straży pożarnej! Zwłaszcza na takie bezczelne rude koty!

Ale nikt nie brał jego słów na poważnie: wszyscy znali charakter Przemysława — zrzędliwy i złośliwy, ale większego zagrożenia nie stanowił. Maksimum, co potrafił zrobić, to jakaś drobna złośliwość — przewrócone naczynie albo zatrzaśnięte przed nosem drzwi.

Michał znosił takie wybryki w milczeniu… do czasu. Aż któregoś dnia Przemysław znów „przypadkiem” nadepnął mu na ogon…

Tego kot nie potrafił już wybaczyć. I gdy Przemek pojechał na wezwanie, Michał zgotował mu niespodziankę w myśl wszystkich kocich zasad odwetu — załatwił się prosto do kapci swojego prześladowcy.

Jakżesz wrzeszczał Przemysław po powrocie! Przekleństwa sypały się jedno za drugim… A Michał siedział nieopodal i delektował się słodkim smakiem zemsty… dopóki rozwścieczony Przemek nie sięgnął po pas.

— No to teraz się doigrałeś! — zagrzmiało nad kocią głową; pas przeciął powietrze ze świstem tuż obok niego.

Michał podskoczył jak oparzony i pognał z pokoju; brzęk rozbijanych naczyń towarzyszył jego błyskawicznej ucieczce. Nikt wcześniej nawet go nie tknął… I tym razem też się to nie udało.

— Zostaw kota w spokoju! — rozległ się znajomy głos za jego plecami.

— Nie wtrącaj się, Antoni! Twój pupilek załatwił się prosto w moje kapcie! — warknął wściekły Przemysław i znowu uniósł pas do ciosu…

Kontynuacja artykułu

Blaskot