«Ty jesteś dla mnie nikim» — powiedziała Kinga, publicznie upokarzając Igę

Takie zachowanie było haniebne i odrażające.
Opowieści

To był, oczywiście, Nowy Rok. Iga wspominała go później jak bardzo złą, okrutną bajkę, w której nie była Kopciuszkiem, tylko jakimś niepotrzebnym, zakurzonym przedmiotem, o którym zapomniano i którego nawet nie wyniesiono z domu.

Świętowali, jak zwykle, u Kingi. Wystawny stół, zastawiony tak, że pod ciężarem sałatek uginał się blat — to teściowa naprawdę potrafiła. I Iga też potrafiła: gotowała, nosiła, myła, udawała, że uwielbia sałatkę jarzynową, choć te rodzinne posiedzenia miała już dosłownie po dziurki w nosie.

Jakub, jej mąż, już siedział zadowolony. No, Jakub — a co on? Jemu ciepło, jasno, mama obok, żona ładna, córeczka przy nim. Idylia, rozumiesz. A że jego mamusia wierci Igę wzrokiem pełnym jadu i że Iga przy stole czuje się jak na egzaminie — tego on nie widzi. Jego oczy są chyba ustawione na tryb „tylko pozytywy”.

I wreszcie nadszedł moment X. Wybiła północ, szampan wypity, a Kinga, promieniejąca jak wypolerowana miedź, rozpoczęła ceremonię wręczania prezentów.

— No co, moje dzieci! — jej głos brzmiał jak dzwon. — Szczęścia, zdrowia! I oczywiście, bez prezentów ani rusz!

Zaczęła od Jakuba. Jemu — drogi zegarek. „Jesteś głową rodziny, Jakubku! Musisz wyglądać solidnie!” Jakub aż promieniał, pocałował mamę.

Potem przyszła kolej na starszego syna i jego żonę. Angelika, wzorcowa synowa, dostała złote kolczyki. „Angelika, ty jesteś mi nie tylko synową, ty jesteś moją córeczką! Prawdziwą, rodzinną krew!” Kinga objęła Angelikę z taką czułością, że aż zęby Igi zabolały.

Kornelia dostała ogromne pudło klocków Lego. Kornelia była zachwycona.

Iga czekała. Stała gotowa, uśmiechnięta. Kupiła Jakubowi zestaw do golenia — chciał. Teściowej — drogą, haftowaną serwetę, o której ta od dawna wspominała.

Kinga, rozdałszy wszystkim paczki, nagle zastygła. Wszystkie spojrzenia — na niej. Powoli odwróciła się do Igi. Jej wzrok był jak lód, bez odrobiny świątecznego ciepła.

— Iga? Stoisz tu jak wartownik… Co? Czekasz na coś? — spytała z kpiną w głosie.

Iga spróbowała zachować twarz.

— Kingo, no jasne, że czekam! — nerwowo zachichotała.

I wtedy teściowa zrobiła coś, co połamało Igę na pół. Odstawiła na stół pusty kieliszek, poprawiła fryzurę i powiedziała głośno, tak by każdy przy tym przeklętym stole usłyszał:

— A ty, Igo, prezentów nie dostaniesz. I nie ma tu na co czekać.

Zapadła cisza. Taka, że aż było słychać pękające w szampanie bąbelki. Jakub zaczął kaszleć, udając, że się zadławił sałatką.

Iga poczuła, jakby ktoś wbił w nią nóż, i to nie jeden, tylko całą garść.

— Przepraszam, Kingo? Nie zrozumiałam… — wydusiła.

Teściowa delektowała się chwilą.

— A co tu rozumieć, Iga? Ty jesteś dla mnie nikim. Jesteś tylko żoną Jakubka, nie rodziną z krwi. A to jest święto dla moich bliskich, dla nas. O, Angelika — to co innego. Ona jest mi jak córka. A ty… ty po prostu z nami mieszkasz. Nie muszę na ciebie wydawać. Synowa to nie rodzina.

Ten cios.

Kontynuacja artykułu

Blaskot