«To teraz niech pani żyje z rezultatem własnych rad» — powiedziała Diana spokojnie, odjeżdżając samochodem

Bolesne, lecz oczyszczające zwycięstwo własnej wolności.
Opowieści

Była teściowa przypadkiem dowiedziała się, jak żyję po rozwodzie. Nie spodziewała się, że będę szczęśliwsza niż jej syn.

Samoobsługowa kasa irytująco długo piszczała. Diana zeskanowała słoik oliwek i sięgnęła do terminala. Ktoś za nimi zaklął.

— Gdzie tu trzeba nacisnąć, do diabła?

Diana odwróciła się i zesztywniała. Jolanta stała przy sąsiedniej kasie, zdezorientowana, stukając w ekran. Siwe włosy niedbale upięte, znoszony płaszcz, tania torebka w ręce. Ta sama kobieta, która trzy lata temu nazwała ją złą żoną.

Przez dwie minuty milczały. To Jolanta rozpoznała ją jako pierwsza.

— Diana? — jej głos zadrżał. — To ty?

— Dzień dobry, Jolanto.

Diana spokojnie dokończyła płatność. Nowy płaszcz ładnie podkreślał jej sylwetkę, prawdziwie skórzana torebka spoczywała obok wózka, a ona wrzucała produkty, nie licząc cen.

Była teściowa zmierzyła ją wzrokiem — zadbane paznokcie, wypoczęta twarz, ani śladu tamtej wyczerpanej kobiety, która dwa lata temu odeszła z rodziny z jedną torbą.

— Pomóc? — wskazała na terminal.

Jolanta cofnęła się o krok. Diana szybko opłaciła swoje skromne zakupy — chleb, mleko, najtańszą parówkę. Kiedyś nie zwróciłaby na to uwagi, teraz odruchowo porównała zawartość ich wózków.

— Dziękuję — mruknęła Jolanta. — Kiedyś Filip pomagał mi w takich rzeczach, ale teraz…

Urwała i zarumieniła się.

Wyszły jednocześnie. Diana ruszyła w stronę swojego nowiutkiego auta. Jolanta zatrzymała się na przystanku, jeszcze raz na nią spojrzała.

— Sama to kupiłaś? — wskazała samochód.

— Tak. Pracuję z domu, jestem copywriterką.

— Pewnie dobrze zarabiasz, co? Siedząc w domu?

— Bardzo dobrze. Nikt mną nie rządzi.

Ostatnie zdanie zabrzmiało z lekkim akcentem. Jolanta zrozumiała aluzję i odwróciła wzrok.

Autobus nie nadjeżdżał. Stały w ciszy, czasem spoglądając na siebie. Diana powoli układała torby w bagażniku. Kiedyś zawsze pędziła, spieszyła się do domu — gotować, prać, sprzątać. Teraz nie musi się nigdzie śpieszyć. I to jest cudowne.

— Jak się masz? — zapytała w końcu Jolanta.

— Dobrze. A pani?

Pytanie zawisło w powietrzu. Jolanta patrzyła na chodnik, ściskając rączkę torby.

— U mnie… teraz jest ciężko.

Kontynuacja artykułu

Blaskot