«Dostałeś to, czego chciałeś. Teraz każdy jest za siebie» — oznajmiła, pakując swoje rzeczy i wychodząc z mieszkania

Jego poczucie sprawiedliwości okazało się haniebnie fałszywe.
Opowieści

Weszłam do mieszkania po pracy, zrzuciłam buty i od razu poczułam — coś jest nie tak.

Szymon stał pośrodku salonu, ręce skrzyżowane, twarz napięta.

— Musimy porozmawiać.

Zamarłam z torbą w ręku.

— Dziś jadłem kolację z Mateuszem — powiedział, nie czekając na moją reakcję. — Oni z żoną prowadzą budżet osobno. Każde płaci za siebie. Sprawiedliwie, uczciwie, po dorosłemu.

Powoli odwiesiłam płaszcz.

— I co chcesz przez to powiedzieć?

— Nasz wspólny budżet jest niesprawiedliwy — wyrzucił z siebie. — Ja spłacam kredyt za mieszkanie, ogromny, co miesiąc. A ty wydajesz swoje pieniądze na co chcesz. W cywilizowanym świecie każdy odpowiada za siebie. Jedz osobno, ubieraj się osobno, baw się osobno. Mam dość utrzymywania wszystkich.

Spojrzałam na niego uważnie. Czekał na łzy. Awanturę. Ale byłam zbyt zmęczona na histerie.

— Dobrze. Od jutra każdy za siebie.

Szymon mrugnął.

— To znaczy, że się zgadzasz?

— W pełni. Dzięki, że poruszyłeś ten temat. Rzeczywiście, czas wprowadzić porządek.

Przeszłam do kuchni, wyjęłam z lodówki sałatkę, usiadłam i zaczęłam jeść. Szymon postał chwilę, zdezorientowany, po czym poszedł do pokoju. Otworzyłam laptop.

Do drugiej w nocy tabela była gotowa. Dziewięć lat małżeństwa, wszystkie rachunki zachowane — jestem człowiekiem dokładnym. Opłaty za media. Benzyna do jego samochodu — nigdy nie tankował sam. Prezenty dla jego rodziców. Leki dla ojca. Zakupy — jego ulubione steki, drogi ser. Wakacje, w całości opłacone przeze mnie. Końcowa suma wyszła imponująca.

Rano, kiedy jeszcze spał, otworzyłam osobne konto i przelałam tam wszystko z wspólnej karty. Zadzwoniłam do administracji budynku, poprosiłam o rozdzielenie rachunków. Wyłączyłam mu pakiet telewizji premium.

Kontynuacja artykułu

Blaskot