Cofnijmy się jeszcze trochę w czasie.
Gdy miałem osiem lat, kolega ze szkoły zapytał mnie, czym zajmuje się moja mama.
Odpowiedziałem szczerze.
„To wysypisko śmieci”.
Śmiał się tak głośno, że podeszli inni, ciekawi, o co chodzi.

Od tamtego momentu moje życie przybrało inny kształt.
„Śmieciarz” stało się oficjalnym przezwiskiem. W przerwach, w ławce, nawet niektórzy nauczyciele stosowali je jako żart. Uśmiechałem się, żeby tłumić ból. A kiedy wracałem do domu, zamykałem się w łazience i płakałem, aż brakowało mi tchu.
Moja mama nigdy o tym nie usłyszała.
Pracowała po dwanaście godzin dziennie. Wyjeżdżała o czwartej nad ranem i wracała około szóstej wieczorem, a jej mundur był przesiąknięty potem i pachniał czymś, czego mydło nie potrafiło do końca zmyć. Wracała zmęczona, ale zawsze z uśmiechem.
„Jak było w szkole, synku?”
„W porządku, mamo”.
Kłamstwo.
Radziłem sobie fatalnie.
Nie dlatego, że nauka szła mi źle — przeciwnie, byłem najlepszy w klasie. Problem był społeczny. Byłem dla innych niewidzialny. Nikt nie chciał siedzieć ze mną. Nikt nie zapraszał na imprezy. W projektach grupowych zawsze zostawałem sam albo z innymi odrzuconymi.
A najgorsze — rozumiałem to.
Nienawidziłem też samego siebie.
Nienawidziłem, że moja mama jest śmieciarką. Nienawidziłem naszej biedy. Nienawidziłem, że gdy rodzice moich kolegów podjeżdżali nowymi SUV-ami, moja mama przyjeżdżała pożyczoną śmieciarką, której zapach był wyczuwalny z daleka.
Był okres w liceum, kiedy poprosiłem ją, żeby mnie po szkole nie odbierała.
„To zbyt daleko, żebyś miał iść pieszo”.
„To nic, mamo. Chcę trochę poćwiczyć”.
Kłamstwo.
Nie chciałem, żeby ktoś ją widział.
Spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, lecz zgodziła się.
Tego dnia szedłem dwie godziny w upale, żeby dotrzeć do domu. Kiedy wszedłem, znalazłem ją płaczącą w kuchni. Nic nie powiedziała. Ale wiedziałem, że wie.
Od tamtej pory nigdy więcej mnie nie podwiozła.
Przez wiele lat nosiłem w sobie poczucie winy.
Kiedy nadszedł czas wyboru kierunku, wszyscy oczekiwali, że wybiorę coś „praktycznego”. Coś, dzięki czemu szybko zarobię i pomogę w domu.
„Medycyna? Zwariowałeś? To małą fortunę kosztuje i trwa siedem lat”.
Wiem.
Dlatego właśnie to wybrałem.
Chciałem udowodnić, że syn śmieciarki może zostać lekarzem. Pragnąłem, by moja mama przestała dźwigać worki i wreszcie odpoczęła. Chciałem raz na zawsze wykreślić to przeklęte przezwisko.
